24 września 2017

Wyspa Anioła



Oto jedno z pierwszych moich opowiadań. Zostawiłam je na koniec (taak, na publikację czeka jeszcze tylko jeden tekst - ale najpierw czeka na rozstrzygnięcie konkursu; reszta dopiero się pisze) z nie do końca dla mnie jasnych przyczyn. To chyba jeden z najlepszych moich tekstów, co wciąż jest dla mnie zaskakujące. Może nie mam do niego takiego sentymentu, jak do niektórych, ale go lubię. Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba.
 


            Nagle zrobiło się ciemno. Ann spojrzała w niebo. W następnej chwili mocno uchwyciła się burty, patrząc na kłębiące się nad jej głową ciężkie burzowe chmury. Uderzenie fali o dziób obróciło statek, zwalając córkę kapitana z nóg. Kolejny grzywacz przewalił się przez cały pokład, porywając kilku ludzi. Dziewczyna z trudem podniosła się na nogi i ruszyła powoli do kajuty ojca, rozpaczliwie usiłując zachować równowagę. Nim jednak zdążyła pokonać choć pół drogi, znów upadła. Jednocześnie drzwi, ku którym zmierzała, otwarły się z impetem. Postawny mężczyzna, który się w  nich ukazał, rozejrzał się szybko. Skierował się w jej stronę, z każdym krokiem walcząc z wciąż narastającą nawałnicą. Ann obserwowała jego wysiłek, uświadamiając sobie, że z pewnością nawet on nigdy jeszcze nie przeżył takiego sztormu. Co więcej, przekonała się, że już nigdy nie przeżyje. Gdy targany nagłymi podmuchami żagiel się zerwał, znienacka piorun uderzył w maszt, łamiąc go niczym zapałkę. Ciężka drewniana bela wprost przygniotła kapitana do pokładu. Powoli, centymetr po centymetrze, podczołgała się do niego. Łzy mieszały się z morską wodą, przemoknięte ubranie nasiąkło krwią spływającą ze zmiażdżonej czaszki ojca. Ujmując palcami jego wielką dłoń zdała sobie sprawę, że to już koniec. Nikt nie ma prawa przeżyć takiej burzy na pełnym morzu.
            Bezsilnie opadła na deski pokładu, zanosząc się szlochem. Poczuła, jak kolejna fala łagodnie znosi ją z pokładu. Zamknęła oczy i powoli zanurzyła się w lodowatą toń, oddając się morzu ze zrezygnowanym uśmiechem.

***

            Obudziła się, czując łagodne łaskotanie fal na stopach. Obróciła się na plecy i ułożyła wygodniej na miękkim, ciepłym piasku. Uniosła dłoń do oczu, by osłonić je przed jasnym, rażącym światłem. Po chwili dotarło do niej, że jest naga. Usiadła zaraz, przygarbiona, i rozejrzała się podejrzliwie. Jej ubranie leżało tuż obok. Wstała i szybko je włożyła. Gdy przeczesywała palcami ciemnobrązowe lśniące włosy, usłyszała za sobą jakiś szelest. Obróciła się. Pod pięknym rozłożystym drzewem ktoś stał. Ruszyła w tamą stronę, unosząc rękę do boku. Dopiero wtedy zorientowała się, że przy pasie brakuje sztyletu. Tajemnicza postać zrobiła kilka kroków do przodu, wychodząc z cienia. Ann stanęła jak wryta. Wszędzie by go rozpoznała. Choć wiedziała, że zginął, nie mogła wymazać z pamięci tego stalowego spojrzenia skrytego za kurtyną czarnych włosów, tych ust wiecznie wyginających się w nieznacznym i jakby nieco ironicznym uśmiechu, tych silnych dłoni, które tak pewnie podnosiły ją po każdym upadku… Przecież nigdy nie przestała go kochać.
            - Hej, piękna – Poczuła, jak jej serce zadrżało z radości, gdy usłyszała melodyjny głos Tiera, brzmiący niemal jak szept. Podbiegła do niego, rzucając mu się w objęcia. Oboje wylądowali na ziemi, spleceni ze sobą ramionami, zanosząc się radosnym śmiechem.
            - Myślałam, że nie żyjesz – wyszeptała po chwili tuż przy jego uchu.
            - I tak, i nie. Czekałem tu na ciebie, słodziutka.
            - Więc… Czy ja umarłam? – Spojrzała w jego oczy. Całe niedowierzanie zniknęło w jednej chwili. – Co to za miejsce?
            Chłopak podniósł się i podał jej rękę. Ujęła ją i dała się pociągnąć w głąb wyspy. Przedzierała się za nim przez bujną roślinność bez trudu. W końcu zatrzymali się nad uroczym jeziorkiem. Tier posadził ją na dużym głazie, a sam usiadł na ziemi, opierając głowę na jej kolanach.
            - Ta wyspa to taka… Przystań pomiędzy życiem ziemskim a niebem. Widzisz, droga do Raju nie jest taka łatwa. Na tym morzu są tysiące wysp takich jak ta, na których dusze czekają na Latającego Holendra.
            - Latający Holender? Zawsze myślałam, że to tylko legenda.
            - Istnieje naprawdę. To on przewozi ludzi na drugą stronę. Jeden rejs trwa pełny rok, dlatego czekanie może trochę potrwać.
            - Więc jak to się stało, że ty nadal tu jesteś? Przecież to już trzy lata, odkąd…
            - Człowiek sam decyduje, czy chce wejść na pokład, czy nie. Ja postanowiłem zaczekać.
            Ann spojrzała w cudne stalowe oczy i uśmiechnęła się czule. Tak bardzo za nim tęskniła. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś dane im będzie się spotkać. A już na pewno, że nastąpi to tak szybko. Uniosła głowę i przymknęła powieki, wspominając dzień, gdy się poznali. Przechadzając się po porcie zobaczyła chłopaka, który od razu wpadł jej w oko. Nawet miała do niego podejść, ale zauważyła, że kieruje się do miasta. Niepewnie zawróciła na statek ojca, zatrzymała się na chwilę – po czym obróciła się na pięcie i puściła biegiem w uliczkę, w której zniknął.
            Jak na tak wczesną porę było tam wyjątkowo tłoczno. Musiała zwolnić. Cały czas wyciągała szyję, aż w końcu dostrzegła w morzu głów szybko oddalający się cel. Zaczęła przeciskać się przez tłum w tym samym kierunku, nie spuszczając go z oka. Nagle, jakby na zawołanie, nieco zwolnił. Już prawie go dogoniła, gdy znów przyspieszył. Przeszła tak za nim chyba z pół miasta, szukając sposobności, by go zagadnąć, gdy tylko się do niego zbliżała i klnąc pod nosem za każdym razem, gdy znów musiała zwiększać tempo. W pewnym momencie całkowicie zniknął jej z oczu, skręcając w jakiś zaułek. Dotarłszy tam, rozejrzała się uważnie, lecz nigdzie go nie było. Stała tam przez chwilę, obwiniając się o to, że pozwoliła umknąć takiej okazji. Gdy tylko zawróciła, wpadła na kogoś. Cofnęła się o krok i zadarła nieco głowę. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
            - O czym tak rozmyślasz?
            - Przypominam sobie, jak się poznaliśmy.
            Tier uśmiechnął się urzekająco. Podniósł się, cmoknął ją lekko w czubek nosa i znów pociągnął za rękę.
            - Chodź, pokażę ci wyspę. W końcu spędzisz tu trochę czasu.
            Ponownie zanurzyli się w gąszcz bujnej tropikalnej roślinności. Co rusz przystawali, gdy chłopak wolną ręką wskazywał to w prawo, to w lewo. Bardzo szybko obeszli całą wyspę wokół. Jak się okazało, była ona niewielka, za to urzekająco piękna. Zatrzymali się pod najwyższym drzewem, jakie Ann kiedykolwiek widziała.
            - To wszystko?
            - Jeszcze nie. Zamknij oczy.
            Uśmiechnęła się promiennie, przymykając powieki. Już kiedyś to słyszała.
            Poczuła jak chłopak od tyłu obejmuje ją w pasie. Wtulił twarz w zagłębienie jej szyi. Nagle powietrze wokół nich delikatnie zawirowało. Poczuła się niesamowicie lekka. Otwarła oczy, gdy uścisk jego ramion nieco zelżał. Zachwiała się, gdy ku jej ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że stoją na grubym konarze drzewa, pod którym przed chwilą się znajdowali. Lewa ręka Tiera znów mocniej zacisnęła się wokół jej talii, gdy prawa powędrowała do przodu tuż nad jej ramieniem.
            - Widzisz tę górę? To nieaktywny wulkan. – Znów na moment straciła równowagę. – Ej, spokojnie, nic ci tu nie grozi.
            - Zaprowadzisz mnie tam?
            - Jeszcze nie teraz – odpowiedział po krótkim wahaniu. Po chwili skierował rękę w inną stronę. – Teraz pójdziemy tam.
            Lekko zeskoczył na ziemię, pociągając ją za sobą. Podtrzymał ją, gdy zachwiała się przy lądowaniu. Taki właśnie był – zawsze mogła liczyć, że znajdzie w nim oparcie. Teraz jednak zaczęła się zastanawiać, jak w ogóle możliwe było to, co stało się przed chwilą. Jakby w odpowiedzi na jej myśli, Tier rzekł wesoło:
            - Jestem tu dłużej niż ty i znam wszystkie tajemnice wyspy – Mrugnął do niej filuternie i znów poprowadził ją w gąszcz.
            Po pewnym czasie spostrzegła przed sobą krąg drzew. Wszystkie były niemal identyczne – tej samej grubości, tak samo niskie, na dodatek splecione ze sobą konarami. Ich kora miała przyjemny jasnobrązowy kolor, a duże liście były ciemnozielone. Przeszli między dwoma masywnymi pniami i znaleźli się w czymś w rodzaju szałasu. Panował tu przyjemny cień, było ciepło i przytulnie. Ziemię pokrywał puszysty dywan miękkiego mchu. Idąc za przykładem Tiera, Ann usiadła na nim, opierając się o jedno z drzew.
            - To moja przystań. – Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło. Zdało jej się, że jego oczy tajemniczo lśnią. – Jak ci się podoba?
            - Fantastyczna. Cała wyspa jest niesamowita. Mam tylko jedno pytanie: co my tu będziemy robić?
            - Wszystko, na co tylko będziemy mieć ochotę. Na przykład nic. Albo coś z goła innego – Teraz jego uśmiech stał się łobuzerski.
            - No proszę, chyba nie znałam cię od tej strony – Zaśmiała się, po czym padła na plecy i przeturlała się do niego.
            Tier pochylił się nad nią i wyszeptał jej wprost do ucha swoim niskim głosem:
            - No więc masz okazję poznać.
            Lekko go odepchnęła.
            - A co, jeśli nie zechcę?
            - Będziesz musiała się bardzo postarać.
 Odsunął się trochę i spojrzał na nią wyczekująco. Nie czekając na zachętę, skoczyła na równe nogi i zaczęła biec przed siebie. Wpadła jak szalona między wysokie paprocie, chichocząc radośnie. Zupełnie nie miała pojęcia, dokąd biegnie, ale dawno nie była tak szczęśliwa. Pędziła, nie czując zmęczenia. Nagle wokół niej poruszył się lekki wiaterek. Z każdą sekundą przybierał na sile. W końcu zatrzymała się, nie rozumiejąc, co się dzieje. Wiatr natychmiast umilkł. Usłyszała szelest za sobą. Gdy się odwróciła, spomiędzy dużych liści wyłoniła się postać Tiera.
- No i mam cię. Tak długo za tobą tęskniłem… Teraz nie pozwolę ci tak po prostu uciec.
Zamknął ją w silnym uścisku szczupłych ramion, chowając twarz w jej ciemnobrązowych włosach. Mogłaby tak stać już zawsze, wdychając jego zapach, czując jego ciało tuż przy swoim. Ogarnęło ją tak bezgraniczne poczucie szczęścia, że zmiękły jej kolana. Gdyby Tier nie trzymał jej mocno, z pewnością by upadła. Zamknęła oczy, uniosła dłoń na oślep i pogładziła go delikatnie po policzku. Był ciepły… I mokry. Zupełnie jakby płynęły po nim łzy. Uniosła głowę, z niedowierzaniem spoglądając chłopakowi w oczy. Były suche, podobnie twarz, jednak głęboko pod uśmiechem dostrzegła cień smutku, który zaraz zniknął. Gdy delikatnie ją pocałował, uznała, że to musiało być tylko przywidzenie. Odwzajemniła pocałunek, obejmując go i pragnąc już nigdy nie puszczać. Jednak on cofnął się zaraz o krok, patrząc na nią poważnie.
- Nie powinnaś zapuszczać się w tę okolicę. Jeszcze na to za wcześnie.
- Dlaczego, Tier? Co przede mną ukrywasz?
- Obiecuję, że się dowiesz. Przepraszam. – Wziął ją za rękę i poprowadził z powrotem.
Kiedy Ann obejrzała się za siebie, dostrzegła górujący nad lasem wulkan, który chłopak jej wcześniej pokazywał. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego on nie chce, by tam chodziła. A także nad tym, co ją tak ciągnie w tamto miejsce. Miała wrażenie, jakby ktoś ją wzywał. Jednak im bardziej oddalali się od góry, tym słabiej słyszała ten wewnętrzny głos każący jej zawrócić. W pewnej chwili jej myśli, jakby wreszcie wyrwane spod uroku, zaczęły krążyć swobodnie wokół ostatnich wrażeń. Zatrzymały się na dłużej przy momencie pocałunku. Nawet za życia nie było ich zbyt wiele. A ten był zupełnie inny od tych, które zapamiętała. Znacznie delikatniejszy, czulszy i jakby ostrożny. Takiego Tiera naprawdę jeszcze nie znała. Nigdy tak się przy niej nie zachowywał. Był śmiały, wyluzowany, trochę arogancki, zawsze szarmancki w stosunku do niej. Nie zmienił się – a jednak były momenty, gdy odkrywała w nim zupełnie nowe cechy, jakby drugie oblicze.
Zaintrygował ją, zaczęła go postrzegać zupełnie inaczej. Gdy zaczęła myśleć w ten sposób, zorientowała się nagle, że tak naprawdę niewiele o nim wie. Nigdy nie powiedział jej, skąd pochodzi, nie rozmawiali też o jego przeszłości, o czasach, zanim się poznali. Jak to możliwe? Teraz wprost nie mogła w to uwierzyć… A mimo to było jej wszystko jedno. Przecież to nie ma większego znaczenia, skoro tak dobrze im razem, czyż nie?
- Zgadza się, skarbie – Uśmiechnął się do niej promiennie.
- Słucham?
- Od jakiegoś czasu myślisz na głos.
- Coś podobnego… Ej, zaraz, skąd my się tu wzięliśmy?
- No wiesz, przyszliśmy. – Roześmiał się głośno. – Byłaś tak pochłonięta tym, co działo się w twojej ślicznej główce, że tego nie zauważyłaś. Sądzę, że nie pamiętasz nawet, jak potknęłaś się o wystający korzeń i musiałem cię łapać, żebyś nie wybiła sobie wszystkich zębów. Mam rację?
Chłopak wyszczerzył się, gdy Ann zrobiła niewinną minkę, patrząc na niego spod oka. Odwróciła się od niego i usiadła po turecku na niskiej skale na brzegu jeziorka, spoglądając w kryształowo czystą taflę. Po chwili ujrzała odbicie jego twarzy obok swojej. Wpatrywał się w nią, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. W końcu lekko się uśmiechnął.
- Nie miałabyś ochoty popływać? Z tego co pamiętam, zawsze uwielbiałaś wodę.
- A nie uważasz, że to była woda morska?
- No tak… Ale do morza nam wchodzić nie wolno. Pozostaje to oto urocze oczko wodne. – Znów uśmiechnął się ujmująco. – Więc jak?
- Czemu by nie.
Gdy to powiedziała, poczuła, jak silne ręce podnoszą ją z ziemi i popychają mocno. Zdążyła tylko zaczerpnąć oddech i zanurzyła się w zimnej toni. Jezioro okazało się zadziwiająco głębokie. Zanim dotknęła nogami dna, by się od niego odbić i wynurzyć ponad powierzchnię przyjemnie chłodnej wody, niemal skończyło jej się powietrze. Gdy wypłynęła, zobaczyła nad sobą szeroki złośliwy uśmiech, odbijający się w błyszczących stalowych oczach.
- Ej!
- Czyżbyś się rozmyśliła?
- Jestem cała mokra!
- Powinnaś brać to pod uwagę, skoro chciałaś pływać.
W końcu Ann nie wytrzymała i parsknęła głośno. Śmiech Tiera był zaraźliwy. Zobaczyła, że chłopak szykuje się do skoku. Zanurkowała szybko, oddalając się od sterczącej nad wodą skały. Gdy znów wystawiła głowę ponad powierzchnię, ta jedynie lekko falowała. Po chwili poczuła, jak coś łapie ją za nogi i ciągnie w dół. Próbowała się wyrwać, lecz chłopak przyciągnął ją do siebie bez wysiłku i mocno objął, patrząc jej w oczy. Nagle czas się zatrzymał. Trwali tak, zawieszeni pośrodku wodnej toni, wpatrzeni w siebie. Zaczęło jej brakować powietrza. Musiała się wynurzyć, choć niemal desperacko pragnęła pozostać w tych objęciach już na zawsze. Gdy ponownie spróbowała się odsunąć, przyciągnął ją jeszcze bliżej. Ich usta się zetknęły i poczuła, jak do jej płuc napływa zbawienny oddech. To niesamowite uczucie wprawiło ją w takie zdumienie, że całkowicie znieruchomiała, z zamkniętymi oczami chłonąc je całą sobą.
Zdała sobie sprawę, że płyną w górę. Nie wiedziała, jak długo byli po wodą. Jeśli o nią chodziło, mogłoby to trwać całą wieczność. Nigdzie nie było jej tak dobrze, jak na tej wyspie. Z nikim nie było jej tak dobrze, jak z nim.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
- To w ogóle możliwe?
Ann wyszła na brzeg i wzruszyła ramionami, patrząc na swoje ubranie. Całe ociekało wodą.
- Nie masz już ochoty na pływanie?
- Chcę się wysuszyć. Możemy pójść teraz na plażę?
Bez słowa wyszedł z wody i ruszył w stronę morza. Poszła za nim, spoglądając na niego. Mięśnie były doskonale widoczne przez mokrą koszulę. Odniosła wrażenie, że z jego plecami jest coś nie tak. Po chwili jednak ponownie wzruszyła ramionami, przesuwając spojrzenie nieco niżej, a potem unosząc z powrotem. Był taki piękny… Nawet od tyłu prezentował się idealnie.
Przyspieszyła i zrównała się z nim. Delikatnie ujęła go za rękę. Spojrzał na nią swoimi cudnymi oczami. I znów zdawało jej się, że dostrzega w nich odległy cień smutku. Nie rozumiała tego, ale nie chciała pytać. Po prostu mocniej uścisnęła jego dłoń, posyłając mu najsłodszy z uśmiechów, na jaki było ją stać. W odpowiedzi oplótł ją ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie. Tak objęci dotarli na plażę. Ann padła na ciepły piasek, zanosząc się radosnym chichotem. Gdy obróciła się na plecy, nad sobą zobaczyła twarz Tiera. Znów uśmiechał się do niej promiennie, w jego oczach czaiły się wesołe iskierki. Usiadł tuż obok. Lekko pogładził jej policzek i zaczął bawić się kosmykiem jej włosów, patrząc na nią z zadowoleniem. Przymknęła powieki, cicho mrucząc. Usłyszała, jak chłopak miękko opada na piasek tuż obok. Nieco uchyliła jedną i zerknęła w jego stronę. Leżał na boku, podpierając się na łokciu i wciąż oplatając jej kosmyk wokół palców. Uniosła się nieco, zbliżając swoją twarz do jego twarzy.
- Wiesz, co widzę w twoich oczach?
- Co?
- Odbicie swoich – Zaśmiała się perliście, znów padając na plecy.
- Za to ja widzę dziewczynę, której tak mi brakowało.
- Och, daj spokój, bo się zarumienię.
Tier pochylił się nad nią, dotykając nosem jej nosa i powiedział niskim głosem, od którego przeszył ją dreszcz:
- No co? Przez trzy lata żyłem w abstynencji.
- Na własne życzenie.
- Nie, kotku. Tęskniłem za tobą. – Znów przesunął palcem po jej policzku. Jego oczy nabrały dziwnego wyrazu, stały się jakby dziksze, groźniejsze. Odkąd się tu znalazła, wciąż odkrywała w nim coś nowego.
Nagle, patrząc, jak jego źrenice gwałtownie się poszerzają i zwężają, stwierdziła, że taki Tier podoba jej się jeszcze bardziej niż ten, którego znała za życia. Zawsze był nieco tajemniczy, ale nigdy nie stanowił dla niej aż takiej zagadki.
- O czym tak rozmyślasz?
- Powinieneś wiedzieć, że o tobie.
- Oczywiście, że wiem. Tak tylko zapytałem – Roześmiał się głośno. Jego śmiech wydał się Ann radosny… Ale także nieco mroczny.
- No oczywiście. Już nie bądź taki skromny – parsknęła. Gdy spojrzał na nią wymownie, mrugnęła figlarnie i pokazała mu język, po czym odturlała się w bok i usiadła. – Hmm, mam pełno piachu we włosach.
Tier objął ją od tyłu, prawą dłonią sięgając do pasa. Wyciągnął zza niego rzeźbiony kościany grzebyk.
- Myślałam, że wszystko pogubiłam – mruknęła zaskoczona.
- Jak mogłabyś zgubić prezent ode mnie? – Wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się pod nosem. – Mogę?
Skinęła głową. Poczuła, jak Tier zaczyna rozczesywać jej długie proste włosy. Od dawna zajmowała się nimi sama i już zdążyła zapomnieć jakie to uczucie, gdy ktoś ją wyręczał. A naprawdę to lubiła. Pamiętała, że chłopak zawsze robił to tak delikatnie i czule, jakby była małym dzieckiem. Uśmiechnęła się do własnych wspomnień, odchylając głowę do tyłu. Gdy tak siedziała, owionął ją lekki wietrzyk, ciepły jak ludzki oddech. Zaczęła rozmyślać o tajemnicy, którą ta wyspa przed nią skrywała. Nie przyznając się do tego, postanowiła, że musi ją poznać. Niezależnie od tego, co mówił chłopak.
Gdy wreszcie skończył, odwróciła się do niego i przytuliła mocno. Wciąż nie mogła nacieszyć się tym, że znów pojawił się w jej życiu.
- Jeszcze nigdy nie dziękowałaś mi tak za pomoc – Roześmiał się.
- Myślisz, że tylko ty tęskniłeś?
- Nie – Westchnął głęboko. – Nie mam ochoty ani na chwilę się z tobą rozstawać…
- A masz taki zamiar?
- Cóż… Nie chcę, ale będę musiał na jakiś czas zostawić cię samą. Wybacz, nic więcej nie mogę ci powiedzieć.
- Kolejna tajemnica? Chyba jakoś będę musiała to przeżyć. A zaprowadzisz mnie najpierw do tego… szałasu?
- Z przyjemnością. – Wstał i szarmancko podał jej dłoń. Gdy doszli na miejsce, szepnął tylko – Postaram się wrócić jak najszybciej – i zniknął w zaroślach.
Ann odczekała chwilę, rozglądając się uważnie. W końcu ustaliła z grubsza, w którą stronę powinna się udać. Z początku szło jej się źle, nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, wokół widziała jedynie gęstą roślinność. Zmartwiła się, że zabłądzi, gdy nagle poczuła, że coś ciągnie ją w konkretnym kierunku. Zaczęła iść nieco pewniej, przyspieszyła kroku. Gdy zobaczyła przed sobą wulkan, nie zastanawiała się już, co robi, nogi same ją niosły. Wdrapała się po zboczu. Nieco poniżej krateru zobaczyła wąską rozpadlinę. Przecisnęła się między skałami i stanęła u wylotu długiego korytarza, obniżającego się stopniowo. Spojrzała w górę. Sklepienie jaskini było czarne, pokryte dziwnymi symbolami przypominającymi nieznane jej pismo. Mimo półmroku były doskonale widoczne, jaśniały delikatnym blaskiem.
Ostrożnie ruszyła przed siebie, prawą ręką przytrzymując się ściany. Nie mogła oderwać wzroku od tajemniczego rytu pokrywającego sklepienie. Zanurzając się powoli w mrok długiego, wąskiego tunelu, śledziła zawiłe linie. Zauważyła, że odkąd przekroczyła próg jaskini, dzieje się z nią coś dziwnego. Poczuła, że staje się lekka, a jej umysł jakby się otworzył. Z każdym krokiem napływały do niego coraz to nowe obrazy, ustępując miejsca następnym tak szybko, że nie miała szansy się im przyjrzeć – a jednak każdy pozostawiał trwały ślad. Podążając w głąb wulkanu zaczęła odkrywać kolejne tajemnice, zdobywać wiedzę, której nie posiadł żaden śmiertelnik. Co ciekawe, nie robiło to na niej żadnego wrażenia, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Była przekonana, że wszystko to było zakorzenione gdzieś głęboko w jej podświadomości, a teraz jedynie wydostawało się na wierzch w niepojęty sposób.
Schodziła coraz niżej. Choć tunel co rusz skręcał, wciąż było w nim tak samo jasno, jak gdyby światło wpadające doń przez wylot jaskini odbijało się od ścian, przedostając się w głąb ziemi. Nagle jednak zrobiło się ciemniej. Padł na nią duży cień o dziwnym kształcie. Choć korciło ją, by iść dalej, zatrzymała się i odwróciła, wytężając wzrok w gęstniejącym mroku. Po chwili zza zakrętu wynurzyła się dziwna postać spowita mrokiem. Wyglądałaby niemal jak człowiek – gdyby nie potężne błoniaste skrzydła, sięgające pod samo sklepienie tunelu. W pierwszej chwili cofnęła się o krok, przerażona, jednak w następnej, gdy istota złapała ją delikatnie za nadgarstek, dojrzała znajomy błysk w stalowych oczach i stanęła jak wryta.
- Tier?
- Zabieram cię stąd, kotku. Chodź.
Chłopak objął Ann w pasie. W mgnieniu oka znaleźli się na zewnątrz. Lecieli, dopóki nie dotarli do szałasu. Dopiero wtedy lekko wylądował i złożył ogromne skrzydła, jednak nie puścił dziewczyny.
- Nie powinnaś była tam wchodzić, ale trudno, co się stało…
- Nic nie rozumiem. Skąd te skrzydła? Kim ty właściwie jesteś? I dlaczego nigdy nic mi nie mówiłeś?
- Widzisz, to nie takie proste. Kiedy żyłaś, nie mogłem tego zrobić. A teraz… Bałem się. Sama pomyśl, jak byś zareagowała na wieść, że twój chłopak jest upadłym aniołem?
- Upadłym… Co? Więc co robiłeś na ziemi? Co robiłeś w moim życiu?
- Nazwijmy to wakacjami.
- Czyli kiedy zniknąłeś, nie zginąłeś, tylko…
- Musiałem wracać.
- Więc co robisz na tej wyspie?
- Hmm, powiedzmy, że ponoszę konsekwencje pewnej decyzji.
Dziewczyna wyswobodziła się z jego objęć i cofnęła o krok, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał, jakby chciał ponownie zamknąć ją w uścisku, ale zignorowała to. Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując go na twarzy Tiera. Wodziła nim po rysach, które nieco się wyostrzyły, po ustach o zdecydowanym wyrazie, które pod jej dotykiem zawsze stawały się takie miękkie… Jeszcze raz omiotła spojrzeniem twarz okoloną gęstymi czarnymi włosami i uśmiechając się lekko, popatrzyła prosto w błyszczące brązowe oczy. Dojrzała w nich burzę uczuć. Miłość i tęsknota mieszały się z czymś nieokreślonym, trudnym do rozpoznania. Chyba pierwszy raz tak na nią patrzył, nie starając się niczego przed nią ukryć. A może zdarzało się to wcześniej, a to ona pozostawała ślepa? Z westchnieniem wzruszyła ramionami i ponownie padła w jego objęcia.
Przez moment wydawał się zaskoczony, jednak to szybko minęło. Oplótł ją ramionami, przylegając do niej mocno. Wtuliła twarz w jego ramię, rozkoszując się bliskością, wdychając tak dobrze znany zapach, przywodzący jej na myśl świeże pomarańcze i dym z ogniska. Znów, jak niegdyś, zauważyła, że ich ciała zadziwiająco do siebie pasują. Zupełnie jakby byli dla siebie stworzeni. Ale kto wie?
- Tak – szepnął jej do ucha tak cicho, że gdyby nie poczuła na szyi jego ciepłego oddechu, pomyślałaby, że się przesłyszała. Po chwili dodał już nieco głośniej – Tak właśnie jest. Zawsze tak było.
Spojrzała na niego pytająco, zadzierając głowę.
- No co? – Wzruszył ramionami. – Jestem upadłym. Przyzwyczaj się.
- To znaczy… Słyszysz moje myśli?
- Mniej więcej, choć nie do końca tak to działa. Po prostu wiem i tyle.
Ann odchyliła się, by niego spojrzeć na chłopaka. Miała do niego kilka pytań, lecz nie chciała przerywać ani na moment tej cudownej bliskości. Pomyślała, że poznanie jego sekretu wzmocniło więź między nimi. Teraz stała się silniejsza niż kiedykolwiek. On również to czuł, dostrzegła to w jego oczach. Ich wyraz wciąż się zmieniał. Patrzył na nią z czułością, zadowoleniem, ulgą, smutkiem… Nie mogła pojąć, skąd w takiej chwili tyle emocji. Tier zawsze był opanowany. Owszem, może dotarło do niego wreszcie, że przed nią nie musi niczego ukrywać, a jednak było w tym wszystkim coś zastanawiającego. Kochała go, ufała mu, więc skąd ta niepewność?
- Czy teraz powiesz mi, dlaczego musiałeś zostawić mnie bez opieki? – Ton jej wypowiedzi był żartobliwy, jednak jego oczy posmutniały. Puścił ją i cofnął się nieco.
- Nie… Nie mogę.
Ku jej zaskoczeniu chłopak odwrócił się od niej i ukrył twarz w dłoniach. Mimo woli zauważyła, że jego skrzydła zniknęły, zastąpione dużym tatuażem przypominającym nieco zawiłe wzory z jaskini. Zaniepokojona położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął, jego mięśnie się napięły, lecz nie odsunął się. Zastanawiając się, co właściwie wyprawia, delikatnie przesunęła opuszkami wzdłuż jego kręgosłupa. Znów zadrżał, gdy jej palce ponownie powędrowały w górę. Obrócił się, opuszczając ręce. Spojrzał na nią dziko błyszczącymi oczami. Teraz to Ann przeszył dreszcz. Gdy Tier złapał ją za rękę i stanowczo przyciągnął do siebie, spojrzała na niego ze zrozumieniem. Musiała przyznać, że jeszcze nigdy tak jej nie pociągał. Wiedziała, czego on pragnie. I nie zamierzała mu się opierać.

***

            Tier wreszcie pozwolił jej zaczerpnąć powietrza, odsuwając się nieco. Spojrzał jej w oczy z tym swoim czarującym uśmiechem.
            - I jak?
            - Lepiej…
            - Lepiej?
            - …niż mogłabym to wyrazić słowami – dokończyła, śmiejąc się z jego niedowierzającej miny.
            - Więc wyraź to inaczej – powiedział zaczepnie, wpatrując się w nią intensywnie błyszczącymi oczyma.
            Nie czekając na dalszą zachętę ponownie przyciągnęła go do siebie. Nigdy jeszcze między nimi nie doszło do tak bliskiego kontaktu. Nigdy nie przeżyli razem czegoś takiego. Żaden pocałunek nie był tak namiętny, dotyk tak gorący. Ann chwilami nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Chciała tylko być z Tierem, oddać mu się całkowicie i pogrążyć w rozkoszy. Przy nim wreszcie czuła, że nic nie jest niemożliwe. I że tak będzie już zawsze. Zresztą, nie miała nic przeciwko temu.
            - Czy ja ci już kiedyś wspominałam, że cię kocham?
            - Nie jestem przekonany. Pamiętałbym – Uśmiechnął się, jednak po raz kolejny w jego oczach dostrzegła cień smutku.
            - Chciałabym zostać z tobą na tej wyspie na zawsze.
            Tier odsunął się od niej gwałtownie. Na jego twarzy pojawił się strach. Zaniepokojona tak nieoczekiwaną reakcją, Ann sięgnęła do jego twarzy. Znów się odsunął. Nagle zerwał się na nogi i zwyczajnie uciekł. Dziewczyna nic z tego nie rozumiała. Poczuła pieczenie łez pod powiekami. Z wściekłością uderzyła pięściami o ziemię pokrytą miękkim mchem. Co się stało z tym chłopakiem, którego znała? Nowy Tier od początku ją intrygował, podobał jej się z każdą chwilą coraz bardziej, jednak teraz oddałaby wszystko, by było jak dawniej. Nagle przyszło jej coś do głowy. Nie zastanawiając się ani chwili wstała i pobiegła za chłopakiem. Miała nadzieję, że zdoła go odszukać.
            Znalazła Tiera siedzącego na skale nad jeziorkiem. Złożone skrzydła otaczały go niczym parawan, kryjąc przed światem. Ann podeszła ostrożnie, nie wiedząc, czego się spodziewać. Ponieważ nie zareagował w żaden sposób na jej obecność, przysiadła obok, zastanawiając się, co powinna zrobić.
            - Tier – wyszeptała, usiłując nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. – Tier, co się dzieje?
            Zadrżał. Poczuła, że po jej policzkach znów płyną łzy. Nie znosiła swojej bezsilności. Nie myślała jednak o tym, skupiła się wyłącznie na nim. Wyczuwała jego cierpienie, z całego serca pragnęła przynieść mu ukojenie w bólu, lecz nie mogła nic zrobić. Spuściła głowę, tłumiąc szloch.
            - Nie płacz, piękna. Nie zniosę tego. – Chłopak objął ją ramieniem. Uniosła głowę, zaskoczona, i dostrzegła na jego policzkach ślady łez.
            - Powiesz mi, o co chodzi? – spytała niemal błagalnie.
            W milczeniu skinął głową, spoglądając przed siebie. Ann domyśliła się, że musi walczyć sam ze sobą, żeby pokonać jakąś niewidzialną barierę.
            - To długa historia – zaczął cicho. – Zresztą – dodał po chwili wahania – część już znasz. Wiesz o stworzeniu świata, o buncie. O naszym upadku. – Skinęła głową, obserwując go uważnie. Choć wyczuwała targające nim emocje, jego twarz była bez wyrazu. Jedynie głos go zdradzał. – Dlatego cię stamtąd zabrałem. Nie chciałem, żebyś dowiedziała się, kim naprawdę jestem i co tu robię. – Urwał, posyłając jej pełne udręki spojrzenie. Ujęła jego dłoń, w milczeniu czekając na ciąg dalszy.
            - Pamiętasz, mówiłem ci, że jest tysiące wysp takich jak ta. Nad każdą czuwa jeden z upadłych. – Ann słuchała, niewiele z tego rozumiejąc. Widząc to, Tier potrząsnął głową. I kontynuował – Kiedy na moją wyspę trafia dusza, moim zadaniem jest skłonić ją do tego, by nie wchodziła na pokład Holendra. Jeśli tego nie zrobi, gdy statek przybije do brzegu… Zostaje skazana na potępienie.
            - Trafia… do piekła? – nie wytrzymała dziewczyna. W odpowiedzi jedynie ponuro skinął głową. – No dobrze, i… – ugryzła się w język. O mało nie spytała „I co z tego?”, a przecież widziała, jak on to przeżywa. Coś musiało się za tym kryć. A ona nie chciała przysparzać mu cierpienia.
            - Jakoś było mi to obojętne… Do czasu, aż spotkałem ciebie. – Spojrzał jej w oczy w taki sposób, że zmiękło jej serce. – Będąc z tobą po prostu dobrze się bawiłem. Ale kiedy musiałem wrócić, zacząłem tęsknić. Tęskniłem coraz bardziej, aż w końcu postanowiłem coś z tym zrobić. Od tylu wieków dobrze ci służę, najwyższa pora na zapłatę, pomyślałem wtedy. Pierwszy raz zszedłem tunelem na sam dół. I zawarłem z nim układ. Obiecał mi, że jeśli namówię cię, byś nie wsiadała na pokład Holendra, pozwoli ci zostać na wyspie. Za wszystkie te biedne dusze, które mu wysłałem. – Westchnął, obejmując ją mocniej. – A ja, głupi, tak bardzo chciałem uwierzyć. Łudziłem się, że mówi prawdę, że mogę mu zaufać. Jemu! – Rozgoryczenie w jego głosie na moment zapanowało nad smutkiem. – Niedługo potem pojawiłaś się na wyspie. Początkowo wyrzucałem sobie, że przyspieszyłem twoją śmierć, jednak szybko zwyciężyło uczucie szczęścia. Zawsze byłem dobry w tym, co robiłem i wiedziałem, że na pewno uda mi się ciebie przekonać. Jednocześnie zaczęły mnie ogarniać wątpliwości. Zrozumiałem, że on tak łatwo z ciebie nie zrezygnuje. Że zabierze cię, jak zabiera wszystkich. – Ann była w szoku. Nie wiedziała, co myśleć. Na pewno nie spodziewała się czegoś takiego. Słuchając Tiera miała wrażenie, jakby wszystko było snem, z którego wyjątkowo trudno się obudzić. A on mówił dalej. – Od tej pory wciąż byłem rozdarty między chęcią zatrzymania cię przy sobie – bo jakąś częścią siebie nadal chciałem wierzyć, że to możliwe – a potrzebą uratowania twojej duszy. To dlatego tak zareagowałem, kiedy powiedziałaś…
            - …że chcę tu zostać. Teraz rozumiem.
            - Pragnąłbym tego z całego serca, ale nie mogę ci na to pozwolić. Będziemy musieli się pożegnać.
            - Więc ile mamy czasu? – zapytała, obawiając się odpowiedzi. Rozumiała go, a jednak chciała, naprawdę chciała z nim zostać.
            - Nie mamy. Chodź. – Wstał i podał jej rękę. Ujęła ją, żałując, że pytała.
            - Ale mówiłeś…
            - Wiem. – Wzruszył ramionami, spoglądając na nią ze smutkiem i pociągnął ją za sobą.
            Gdy tylko znaleźli się na plaży, od razu zauważyła na horyzoncie wielki statek. Był jeszcze daleko, lecz zbliżał się z wprost niewiarygodną szybkością. Obróciła się do Tiera i objęła go mocno. Nagle zdało jej się, że ziemia pod jej stopami zadrżała.
            - Chcę z tobą zostać.
            Chłopak pogładził czule jej włosy, wtulając w nie twarz. Rozłożył skrzydła, tak, że oboje znaleźli się w ich cieniu. Jego oddech łaskotał jej szyję, gdy wyszeptał:
            - Wiem, kotku. Oboje tego chcemy. Ale to niczego nie zmienia.
            Ziemia znów zadrżała, tym razem nieco mocniej. Nie zwracając na to uwagi, uniosła głowę, przymykając oczy. Gdy ich usta się zetknęły, po jej policzkach znów popłynęły łzy. Nie mogę cię zostawić, pomyślała. Musisz, usłyszała w odpowiedzi. Uchyliła powieki i dostrzegła, że on również płacze.
W końcu odsunęła się i obejrzała przez ramię. Statek pokonał już niemal połowę odległości początkowo dzielącej go od wyspy. Spojrzała z powrotem na chłopaka. Ujął jej twarz w dłonie, dotykając swoim czołem jej czoła. Wyspa trzęsła się w posadach. Mimochodem dostrzegła, że niebo nieco pociemniało.
- Musisz odejść, nim będzie za późno. – Z głębi wyspy rozległ się donośny ryk wściekłości.
- Tier? Co się dzieje? – Ann zaczęła się bać.
- To on. – Dostrzegłszy, że statek przybił do brzegu, chłopak objął ją i pocałował desperacko. Po chwili odsunął się o krok, patrząc na nią z bezbrzeżnym smutkiem. – Idź już. Nie będą czekać.
Dziewczyna niepewnie ruszyła w stronę statku. Nad jej głową kotłowały się gęste kłęby czarnego dymu. Odwróciła się jeszcze. Wiedziała, że to niemożliwe, a jednak postanowiła spróbować.
- Chodź ze mną – poprosiła. Tier jedynie potrząsnął głową, nie spuszczając z niej wzroku. Przygryzła wargę i zmusiła się, by iść dalej. Tak bardzo chciała do niego pobiec…
- Szybciej, złotko! Zaraz odpływamy!
Ann z niedowierzaniem uniosła głowę. Przekonała się, że się nie pomyliła i ruszyła biegiem. Z Latającego Holendra wołał do niej ojciec. Na kilka chwil smutek powodowany rozstaniem z ukochanym został zastąpiony radością z odzyskania taty.
Gdy tylko znalazła się na pokładzie, statek ruszył. Rzuciła się w objęcia ojca, lecz szybko się z nich wyswobodziła i odwróciła się w stronę wyspy, na której został Tier. Zamarła, z przerażeniem obserwując walące się drzewa, kłęby dymu, a wśród nich – samotnego upadłego anioła. Chciała krzyknąć, ostrzec go, lecz z jej gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk. Poczuła, jak ojciec obejmuje ją ramieniem. Przytuliła się do niego, szlochając jak mała, wystraszona dziewczynka, gdy nastąpiła potężna erupcja wulkanu. Maleńka wyspa nie miała szans przetrwać takiego wybuchu. A on zginął, bo ją uratował.
- Miłość przetrwa wszystko – szepnął jej do ucha ojciec, zamykając ją w potężnym uścisku.

***

            Ann nie miała pojęcia, jak długo jest na statku ani ile podobnych wysp już odwiedzili. Nie obchodziło jej to. Snuła się bez celu po pokładzie. Nie rozmawiała z nikim poza ojcem. Cieszyła się, że znów są razem, jednak to nie wystarczyło do pokonania ogromnego bólu i tęsknoty. Nie mogła sobie darować, że weszła na pokład. Może i zostałaby potępiona, ale Tier żyłby nadal. A tylko to się liczyło. Ale na to już za późno.
            - Nie cofniesz czasu, złotko. Ale to niedługo minie, sama zobaczysz. Dobijamy do końcowej przystani. Spodoba ci się.
            Wzruszyła tylko ramionami. Nie sądziła, by cokolwiek jeszcze było w stanie ją choć trochę rozruszać. Już nie.
            Ojciec zaciągnął ją na dziób statku, gdzie zebrała się już całkiem spora grupa pasażerów Holendra. Wszyscy wpatrywali się w rosnącą z każdą chwilą linię lądu. Ann nic a nic on nie obchodził, jednak od niechcenia zaczęła się przyglądać, gdy już znaleźli się na tyle blisko, by móc rozróżniać szczegóły. Nagle stanęła jak wryta. Czy to możliwe?
            - Pamiętasz, co ci mówiłem? – zapytał ojciec, z zadowoleniem dostrzegając jej reakcję. Uśmiechając się promiennie, uniósł rękę, którą nie obejmował córki, i pomachał do zmarłej przed laty żony.
            Gdy statek wreszcie przybił do brzegu, dziewczyna wciąż nie mogła się poruszyć. W końcu z ojcem opuścili pokład jako ostatni i podeszli do czekającej już na nich Anny Marii. Ann wciąż nie mogła uwierzyć własnym oczom. Z matką czekał na nich… Tier. Wzruszona, rzuciła się w jego objęcia, czując, jak radość niemal rozsadza jej pierś.
            - Jak…
            - Nieważne. Teraz będziemy razem. Już na zawsze.

2 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł na miłosne opowiadanko. Do końca myślałam, że nie uświadczę happy endu, jednak okazało się, że pomimo śmierci obojga zakochanych zakończenie jest szczęśliwe. Choć chyba bardziej zapadają w pamięć te słodko-gorzkie :)

    Znalazłam trochę błędów.

    "Uderzenie fali o dziób obróciło statek, zwalając córkę kapitana z nóg. Kolejna przewaliła się przez cały pokład, porywając kilku ludzi." - córka się przewaliła? i dalej:
    "Z trudem podniosła się na nogi i ruszyła powoli do kajuty ojca, rozpaczliwie usiłując zachować równowagę." - to fala czy córka? :P
    "Jednocześnie drzwi, ku >którym< zmierzała, otwarły się z impetem. Postawny mężczyzna, >który< się w  nich ukazał, rozejrzał się szybko." - powtórzenia. akurat na powtórzenia jestem dosyć przeczulona :D
    "Już prawie go dogoniła, >gdy znów< przyspieszył. Przeszła tak za nim chyba z pół miasta, szukając sposobności, by go zagadnąć, >gdy< tylko się do niego zbliżała i klnąc pod nosem za każdym razem, >gdy znów< musiała zwiększać tempo" - to samo co powyżej
    "Otwarła oczy, >gdy< uścisk jego ramion nieco zelżał. Zachwiała się, >gdy< ku jej ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że stoją na grubym konarze drzewa, pod którym przed chwilą się znajdowali. Lewa ręka Tiera znów mocniej zacisnęła się wokół jej talii, >gdy< prawa powędrowała do przodu tuż nad jej ramieniem." - znowu
    "Zaintrygował ją, >zaczęła< go postrzegać zupełnie inaczej. Gdy >zaczęła< myśleć w ten sposób" - i jeszcze raz :P
    "Niepewnie zawróciła na statek ojca, zatrzymała na chwilę" - kulawo brzmi, brakuje "się"
    "Z Latające Holendra wołał do niej ojciec." zjedzona sylaba

    Poza tymi błędami oraz faktem, że czyta się lekko, zauważalny jest brak jakichś obrazowych opisów. Fragmenty takie jak ten: " Chłopak podniósł się i podał jej rękę. Ujęła ją i dała się pociągnąć w głąb wyspy. Przedzierała się za nim przez bujną roślinność bez trudu. W końcu zatrzymali się nad uroczym jeziorkiem" lub ten: "Ponownie zanurzyli się w gąszcz bujnej tropikalnej roślinności. Co rusz przystawali, gdy chłopak wolną ręką wskazywał to w prawo, to w lewo. Bardzo szybko obeszli całą wyspę wokół. Jak się okazało, była ona niewielka, za to urzekająco piękna."
    aż się proszą o jakąś rozbudowaną charakterystykę, tymczasem z powyższych opisów wiemy tylko tyle, że roślinność była bujna, a jeziorko urocze i że chłopak wskazywał na prawo i lewo. A co było tam na prawo i lewo? :P

    Mimo to czytało się miło :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, wreszcie i ja doczekałam momentu, w którym ktoś zwraca mi uwagę na błędy :P

      Co się dało, poprawiłam, natomiast dałam sobie spokój z powtórzeniami, bo w niektórych wypadkach pewnie wymagałoby to zmiany konstrukcji fragmentu tekstu, żeby to jakoś spójnie wyszło... Cóż, staram się rozwijać, zamiast poprawiać ciągle to samo ;) Zresztą "Wyspa..." jest dość stara (biorąc pod uwagę całą moją "karierę"). Wydaje mi się, że teraz idzie mi ciut lepiej :P

      A co było na prawo i lewo? Powiedzmy, że pozostawiam czytelnikowi dowolność interpretacji i pole do popisu dla jego wyobraźni xD A tak na serio to czasem miewam problemy z takimi opisami, zresztą, jak wspominałam we wstępie, to opowiadanie jest jednym z pierwszych, więc pewne rzeczy można mi wybaczyć (taką przynajmniej mam nadzieję) :)

      Dzięki wielkie za przeczytanie, za pozostawienie po sobie śladu i wszelkie uwagi!
      Zapraszam częściej ;)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń